Publikacje tu prezentowane maja status tzw. Domeny Publicznej, czyli są to takie publikacje, co do których autorskie prawa majątkowe wygasły. Wszystkie wydawnictwa w tym dziale zostały udostępnione dzięki uprzejmości Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej zrzeszonej w Federacji Bibliotek Cyfrowych. Pliki zapisane są w formacie PDF.
Zabobony myśliwskie. Jak wiadomo, brać myśliwska zawsze była przesądna i skora do usprawiedliwiania niepowodzeń łowieckich na różne sposoby. Zabobony tu przedstawione zebrał i opisał Julian Ejsmond, myśliwy i pisarz dwudziestolecia międzywojennego. Tomik wydany w Warszawie w 1925 roku.
Przewodnik Łowiecki. Przewodnik wydany nakładem Towarzystwa Myśliwskiego im.Św.Huberta w 1884 we Lwowie. Zawiera statut i regulamin Towarzystwa oraz ówczesne regulacje prawne dotyczące łowiectwa. Ciekawostką jest kalendarz polowań, gdzie „pola białe oznaczą czas polowania, a zielone czas szanowania zwierzyny.”
Łowiec Polski z datą 01.09.1939. Ostatni przedwojenny numer naszego pisma. Na ostatniej stronie znajduję się wkładka informująca o zawieszeniu działalności pisma w związku z zaistniałą wówczas sytuacja polityczną, dodana prawdopodobnie gdy pismo było już oddane do druku.
Łowiec Polski z datą 09.1945. Pierwszy powojenny numer pisma,
jeszcze w formie biuletynu.
Muzyka myśliwska. Jest to wydawnictwo z 1935r. Zawiera słowo
wstępne do audycji radiowej pt. „Polska pieśń myśliwska” nadanej ze Lwowa 01.02.1935r.
Łowiec Polski 03-04.1899. Perełka polskich wydawnictw o tematyce łowieckiej. Pierwszy, historyczny numer Łowca Polskiego pod redakcją założyciela pisma,Jan Sztolcmana – myśliwego, zoologa i podróżnika.
Wystawa Łowiecka 1899. Pierwsza polska wystawa łowiecka odbyła się w Warszawie w 1899r.,przyczyniła się ona również do udziału polskich trofeów na Pierwszej Międzynarodowej Wystawie Łowieckiej w Wiedniu w 1910r. Niniejsza publikacja zawiera z zdjęcia z tego wydarzenia.
Kuchnia myśliwska. Książka kucharska wydana w Wilnie w 1845r. Zawiera przepisy kuchni myśliwskiej, dzisiaj już nie znane i tak egzotyczne jak, np.”Łapy niedzwiedzie na zimno” czy „Kołduny z bobra”. W książce znajdziemy także przepisy na trunki myśliwskie czy opis budowy kominka do przyrządzania potraw.
Łowiec Polski nr 7/8 (956/957) 1948 lipiec- sierpień
HISTORIA POLSKIEGO ZWIĄZKU ŁOWIECKIEGO
W latach 1923-1948
Pierwsza myśl stworzenia jednolitej, wspólnej organizacji łowieckiej, która łączyłaby wszystkie ideowe towarzystwa myśliwskie, działające na terenie Polski, a tym samym wszystkich myśliwych, padła z ust Prof. Janusza Domaniewskiego, delegata Polskiego Towarzystwa
Łowieckiego na XX zjeździe Małopolskiego Towarzystwa Łowieckiego we Lwowie, w dniu 11 czerwca 1921 r. Zjazd propozycję Prof. Domaniewskiego przyjął rzęsistymi oklaskami. Pomimo ciepłego przyjęcia sprawa wspólnej organizacji łowieckiej w Państwie nie ujrzała, niestety, zbyt szybko światła dziennego, gdyż dzielnicowe ambicje przewodzenia łowiectwu polskiemu rzucały kłody pod nogi organizatorom. Szczególnie trudne było dojście do porozumienia się z Polskim Związkiem Myśliwych w Poznaniu, który rościł prawa do reprezentacji ogółu polskich myśliwych i godził się jedynie na przystąpienie wszystkich towarzystw i łowców do związku wielkopolskiego. Związek ten wybrał Wielkiego Łowczego w osobie W. Janty- Połczyńskiego, zwoływał „Sejmiki Myśliwskie, występował z memoriałami do naczelnych Władz Państwowych itp.
Nic więc dziwnego, że na zebraniu informacyjnym. zwołanym w dniach 26 i 27.V.1922 r., z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Łowieckiego w Warszawie, w sprawie utworzenia ogól polskiej organizacji łowieckiej, w którym brali udział najpoważniejsi myśliwi i towarzystwa z całego Kraju, nie doszło do poszumienia i uzgodnienia stanowiska pomiędzy poszczególnymi grupami dzielnicowymi. Sprawa posunęła się jedynie o tyle naprzód, że projekt statutu, opracowany przez Polskie Towarzystwo Łowieckie w Warszawie, został delegatom doręczony, a nawet częściowo przedyskutowany. To też przy sposobności „Sejmiku Myśliwskiego”, który odbył się 19 czerwca 1922 roku w Poznaniu, wybrano wspólną komisję statutową pod przewodnictwem Antoniego Wysockiego z Warszawy. Komisja miała zaprojektować statut organizacji p. n. „Centralny Związek Polskich Stowarzyszeń Łowieckich”.
Podobne opory wewnętrzne Małopolskiego Towarzystwa Łowieckiego, które hamowały powstanie wszechpolskiej organizacji łowieckiej, zostały wreszcie przełamane na XXI Zjeździe Małopolskiego Towarzystwa Łowieckiego dnia 23.VI.1922 r., kiedy to ustalono zasadę powołania „Naczelnego Związku Polskiego Łowiectwa” na zasadach równouprawnienia zawiązujących go poważnych towarzystw łowieckich, towarzystw, mogących wykazać się ideowym i rzeczowym dorobkiem na niwie łowieckiej.
Od chwili przyjęcia tej decyzji, Małopolskie Towarzystwo Łowieckie wzięło czynny udział w pracach Komisji, wnosząc wiele ważnych postulatów do statutu. W styczniu 1923 r. komisja prace ukończyła. Projekt statutu został przez towarzystwa dzielnicowe uzgodniony i podpisany. Jedynie Poznań podpisania projektu statutu odmówił. Niemniej 9 lipca 1923 roku w lokalu Polskiego Towarzystwa Łowieckiego w Warszawie, przy ul. Nowy Świat 35, odbyło się Walne Zgromadzenie Organizacyjne „Centralnego Związku Polskich Stowarzyszeń Łowieckich. Zebraniu przewodniczył Antoni Wysocki, asesorami byli Juliusz Bielski i Władysław Woszczatyński, sekretarzował Feliks Różyński.
Myśl i praca niewielkiej grupki myśliwych dobrej woli, patrzących w dalszą przyszłość, zaczęły oblekać się w realne kształty.
Spis obecnych na organizacyjnym zebraniu towarzystw i reprezentantów podaję niżej in extenso dla zachowania w historii łowiectwa wspomnienia o tych wszystkich, którym łowiectwo było drogie i bliskie sercu:
1.Małopolskie Towarzystwo Łowieckie: Juliusz Bielski, Cyryl Czarkowski, Edward Krasiński,
dr. Kalm-Podowski.
2.Polskie Towarzystwo Łowieckie: Antoni Wysocki, Feliks Różyński, Jan Sztolcman,. Władysław Słonczyński.
3. Towarzystwo Myśliwskie Ziem Wschodnich: Bolesław Świętorzecki, Władysław Woszczątyński.
4. Koła. Myśliwskie:
a) Brześć: Bronisław Kudelski,
b) Białystok: Bolesław Kosarzewski, Jerzy Witkowski,
c) Zamość: Antoni Sukiennicki,
d) Kowel: Cezary Wielhorski,
e) Kalisz: Stefan Rydzewski,
f) Puławy: Witold Bereza,
g) Płock: dr. Bolesław Żenczykowski,
h) Rypin: Henryk Jagodziński,
i) Warszawskie Wojskowe: kpt. Downar-Zapolski,
j) Warszawskie Komunalne: Wacław Hermanowski,
k) Warszawskie „Jeleń”: Bolesław Krysiński.
Przedstawicielem Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych był na Zgromadzeniu Stanisław Gaczeński referent łowiectwa w Ministerstwie.
Zgromadzenie przyjęło statut „Centralnego Związku Stowarzyszeń Łowieckich”, jak również postanowiło wznowić wydawanie, jako organu oficjalnego Związku, pisma „Łowiec Polski”. Pismo miało być wydawane jako dwutygodnik pod redakcją Jana Sztolcmana, a administracją Jerzego Oreńskiego.
Do Zarządu Centralnego Związku na zebraniu organizacyjnym wybrani zostali: prezesem Juliusz Bielski, wiceprezesem Antoni Wysocki, na członków: A. Birar, Budzanowski, C. Czarkowski, F. Drucki-Lubecki, Jaczewski, Dr. J. Kalm-Podoski, E. Krasiński, B. Kosarzewski, A. Kurowski, Krukowski, Krysiński, M. Krasiński, S. Lilpop, J. Łada, A. Mniszek, J. Morstin, gen. T. Rozwadowski, F. Różyński, dr. A. Sander, B., Świętorzecki, K. Świderskiej, J. Sztolcman, S. Skrzyński, W. Szuprański, A. Sukiennicki, płk. W. Woszczątyński, W. Wielhorski, J. Witkowski, S. Wolski, dr. A. Źenczykowski.
Po zakończeniu wyborów postanowiono wydać odezwę do wszystkich myśliwych, zorganizowanych w kołach łowieckich, nawołującą do gremialnego wstępowania do Centralnego Związku.
Składkę ustalono w wysokości 5% od efektywnych wpływów do kasy danych kółek czy towarzystw łowieckich.
Na pierwszym zebraniu Zarządu dokooptowano (w dniu 7.IX.1923 r.) do władz naczelnych: H. Knothego, W. Szperlinga, W. Słonczyńskiego, którzy wraz L J. Sztolcmanem i S. Lilpopem, jako przewodniczącym, objęli mandaty pierwszego Wydziału Wykonawczego.
Ogólna ilość myśliwych zorganizowana i należąca do Centralnego Związku Polskich Stowarzyszeń Łowieckich wynosiła w r. 1923 ca 1600 osób.
Następną pracą Zarządu, po mianowaniu władz wykonawczych Centralnego Związku Polskich Stowarzyszeń Łowieckich, było wybranie komisji dla opracowania projektu nowej ustawy łowieckiej, której celem byłoby położenie kresu chaosowi, powodowanemu przez różne ustawy łowieckie, obowiązujące w każdym z trzech zaborów, jak również opanowanie, panoszącego się kłusownictwa. Komisja po kilku miesiącach wystąpiła do Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych z uzasadnionym projektem ustawy.
Komisja występowała w składzie: J. Sztolcman, S. Lilpop, F. Różyński, J. Morstin, notariusz Dąbrowski.
Jak widać z powyższego, bolączki i praca organizacyjna Centralnego Związku, niewiele różniły się od tych trudności i prac, które w 25 lat później, a więc w chwili obecnej ma do pokonania czy wykonania Polski Związek Łowiecki. Projekt nowej ustawy łowieckiej jest też dzisiaj, jak przed ćwierćwieczem, złożony w Ministerstwie Leśnictwa, a miejmy nadzieję, że ukaże się w Dzienniku Ustaw szybciej, niż w lat cztery, jak miało to miejsce w roku 1927.
Przypomnijmy też w tym miejscu, że w składzie aktualnych władz Polskiego Związku Łowieckiego są czynni jeszcze Koledzy-jubilaci: Herman Knothe, pracujący jako wiceprezes Wojewódzkiej Rady Łowieckiej w Olsztynie, płk. Dow nar-Z a polski, członek Komisji Prawniczej oraz Kazimierz Świderski i Włodzimierz Korsak, nadal zasilający swemi cennymi artykułami „Łowca Polskiego”. Inni niestety, których nazwiska zostały wymienione wyżej, spoczywają w pokoju. Większość z nich po należycie spełnionym obowiązku wobec ukochanego Łowiectwa Polskiego. Cześć Ich pamięci!
21 czerwca 1924 r. na następnym z kolei „Sejmiku Myśliwskim” w Poznaniu przyszło wreszcie do połączenia wielkopolskich myśliwych z Centralą.
W ten sposób myśliwi wszystkich dzielnic zostali zcementowani w jedną, świadomą swych zadań organizacją, która stworzyła podwaliny dla rozwoju ideowego łowiectwa w Polsce, i która wytrzymała próbę życia do dnia dzisiejszego.
Nowy, od roku 1924, referent łowiectwa w Ministerstwie Rolnictwa i Dóbr Państwowych, Włodzimierz Korsak, wiele dopomógł w tworzeniu zrębów organizacyjnych Związku.
W grudniu 1925 roku przystąpiło również do Centralnego Związku Polskich Stowarzyszeń Łowieckich, Towarzystwo Łowieckie Zachodniej Małopolski, otrzymując prawo Oddziału Małopolskiego Towarzystwa Łowieckiego na woj. krakowskie. Prezesem został gen. Stiller.
Rok 1927 był dla łowiectwa rokiem przełomowym. Dnia 3 grudnia, po 4 latach oczekiwania, ukazał się nareszcie dekret o prawie łowieckim. Nowa ustawa miała wiele niedociągnięć i błędów, szczególnie w dziale odszkodowań łowieckich i w przemilczeniu roli Związku Łowieckiego w całokształcie gospodarki łowieckiej w Państwie, tem niemniej, ustawa obowiązek swój spełniła dobrze. Jednolite prawo łowieckie i czasy ochronne wprowadziły ład i porządek, a wysokie kary i instytucja strażników łowieckich zahamowały rozwielmożnione kłusownictwo.
Równocześnie stale postępujący rozwój Centralnego Związku Polskich Stowarzyszeń Łowieckich nakazywał przystosowanie statutu do wymogów życia. To też po dwa lata trwających pracach, w czerwcu 1929 roku został uchwalony przez Zjazd Delegatów nowy statut Polskiego Związku Stowarzyszeń Łowieckich. Nowy statut wprowadzał delegatów wojewódzkich i powiatowych Związku w terenie, zwoływał Walne Zgromadzenie Związku, a nie Zjazdy Delegatów, zezwalał na przyjmowanie do Związku osób fizycznych oraz wprowadzał, jako organ codziennej pracy Związku, Wydział Wykonawczy, ze specjalnymi uprawnieniami i biurem.
W okresie 1929—1936 Polski Związek Łowiecki cementował się coraz bardziej wewnętrznie, ogarniał swymi zainteresowaniami coraz szersze dziedziny życia łowieckiego, bądź związanego z łowiectwem.
W roku 1931 wszystkie powiaty w Rzeczypospolitej obsadzone już były delegatami Związku, a w szeregu powiatów znajdował się senior delegatów i kilku delegatów, działających na terenie poszczególnych gmin. Ilość kół i towarzystw łowieckich zrzeszonych w Polskim Związku Stowarzyszeń Łowieckich wynosiła w tym czasie 101. Ilość członków wahała się w ilości około 3.000 — 4.000 osób. W tym też roku konsultantem łowieckim w Dyrekcji Naczelnej Lasów Państwach, został kol. Herman Knothe. Łowiectwo uzyskało właściwe oparcie i poparcie.
Kapituła Odznaczeń Łowieckich nadała w roku 1934 pierwsze odznaczenie łowieckie. Najwyższe odznaczenie „Złom” otrzymali: J. Bielski, H. Knothe, S. Zaborowski i S. Lilpop.
Polski Związek Stowarzyszeń Łowieckich bierze czynny udział w międzynarodowych organizacjach łowieckich i zjazdach. W kwietniu 1934 roku Conseil International de la Chasse zbiera się na doroczną sesję w Warszawie. Goście zagraniczni wyjeżdżają oczarowani organizacją zjazdu, specjalnym pokazem trofeów łowieckich, oraz kilkudniowymi polowaniami, które Związek urządził po zakończeniu obrad.
Kynologia, zorganizowana przez Polski Związek Stowarzyszeń Łowieckich w Związku Hodowców Psa Myśliwskiego, w Setter- Klubie, Pointer-Klubie i klubie Psa Kontynentalnego, została przed samym wybuchem wojny w 1939 roku połączona w obsługującym całą Polskę Kennellklubie Polski i rozwijała się doskonale.
Wystawy, pokazy, liczne próby polowe wiosenne i jesienne, jak również konkursy wyżłów dowodnych, pozwoliły na wyselekcjonowanie odpowiedniego materiału użytkowego. Hodowle takie, jak Splendor, Blackfield z nad Gopła, z Kujaw, doszły do rezultatów doskonałych. Pies myśliwski w Polsce uzyskał pełne prawa obywatelstwa.
Strzelectwo myśliwskie, kierowane i zorganizowane przez Komisję Główną Strzelectwa Myśliwskiego, przodowało w Europie, zdobywało dla naszych barw mistrzostwa świata, aż wreszcie na zawodach, urządzonych w ramach Olimpiady w 1936 roku w Berlinie, Józef Kiszkurno uzyskał w strzelaniu do rzutków (273% trafionych) miejsce pierwsze i złoty medal.
Wystawy, pokazy trofeów łowieckich, urządzane zarówno w Warszawie, jak i w terenie, cieszyły się wielkim wzięciem u szerokiej publiczności, jak również zainteresowaniem przyrodników i naukowców. Szczególnie wystawa łowiecka na Powszechnej Wystawie Krajowej w 1929 roku w Poznaniu imponowała rozmiarami (cały pawilon) i doborem eksponatów.
Międzynarodowa Wystawa Łowiecka w Berlinie w roku 1937 potwierdziła bezapelacyjne zwycięstwo Polski, a ilość zdobytych nagród postawiła nasze łowiectwo na czele łowiectwa 51 innych wystawiających państw. Organizatorami wystawy byli kol. A. Śliwiński, T. Sroczyński i H. Knothe.
Jak dziś pamiętam za szybami składu broni J. Sosnowskiego na Krakowskim Przedmieściu rzuconą niedbale na środek wystawy, jako jedyna dekoracja, stertę medali, zdobytych przez poszczególnych polskich wystawców w Berlinie, która zapełniła z łatwością i po brzegi dwa kuferki, specjalnie na ten cel zakupione w Berlinie.
Prace Związku w kierunku uregulowania prawnej strony zagadnień łowieckich, dały też poważne i pozytywne wyniki. Spowodowano wydatne obniżenie podatku od prawa polowania i od psów myśliwskich, uzyskano w Ministerstwie Sprawiedliwości zarządzenia, które nakazywały sądom nakładać za przestępstwa łowieckie kary w wysokości co najmniej połowy górnej granicy kary, przewidzianej w ustawie za dane przestępstwo.
Ponadto opracowano szereg regulaminów, wzorcowych statutów 1 umów na dzierżawy łowieckie. Współpraca z Ministerstwem Rolnictwa i Reform Rolnych, oraz z Dyrekcją Naczelną Lasów Państwowych, gdzie konsultantem spraw łowieckich pozostawał Kol. Herman Knothe, układała się pomyślnie, choć Polski Związek Łowiecki nie znajdował u władz tak wyraźnego jak dzisiaj poparcia.
Polskie Radio umieszcza w programach stałe , kwadransy łowieckie”. Prelegentami są koledzy J. Dylewski, L. Ossowski i M. Pawlikowski.
Druga z kolei podyktowana znów przez życie zmiana statutu, dokonana na Walnym Zgromadzeniu Związku w czerwcu 1936 roku ustanowiła zasadę, że Polski Związek Stowarzyszeń Łowieckich jest Związkiem osób fizycznych (myśliwych) pod nazwą Polski Związek Łowiecki. Zmiana ta była niezmiernie, ważka, liczba członków wzrosła w roku 1937 o 100%, a w roku 1939 wynosiła już ponad 11.000 osób.
Teren zorganizowany został poprzez Rady Wojewódzkie (poza Małopolską, która miała centralę na 3 województwa we Lwowie) i powiatowe mocno i trwale. Łowczowie powiatowi objęli wszystkie powiaty w Państwie. Wybory władz centralnych poprzez Walne Zgromadzenia Powiatowe i Wojewódzkie zapewniły prawdziwie demokratyczny ustrój naszego Związku.
Nie udało się tylko przeprowadzić noweli do ustawy łowieckiej z roku 1927, której domagało się życie i rozrastający się coraz bardziej Polski Związek Łowiecki.
W czasie ostatnich lat przed brzemiennym w wypadki rokiem 1939, prace Polskiego Związku Łowieckiego stawały się coraz bardziej realne, czego zewnętrznym wyrazem była Wystawa Plastyki Polskiej o tematyce łowieckiej w Zachęcie Warszawskiej w roku 1937, rozliczne wydawnictwa, ciekawe audycje radiowe, plakaty propagandowe itp.
„Złom” otrzymali w ciągu ostatnich lat następujący Koledzy: W. Korsak, W. Janta-Połczyński, A. Steinhagen, A. Starzeński, J. Stolcman (pośmiertnie), W. W. Garczyfiski, W. Słonczyński, B. świętorzecki, J. Kobylański, T. Komierowski, K. Chłapowski, K. Radziwiłł, W. Szperling, L. Skulski, K. Fabrycy, J. Lukowicz, M. Pawlikowski, J, Skrzypek.
W latach 1937-1939 zmarli wybitni myśliwi, członkowie Rady Naczelnej: Mieczysław Tukałło, Mieczysław Lisowski i vice-prezes Bolesław Świętorzecki.
W ślad za nimi z chwilą wybuchu wojny zaczęli się wykruszać dalsi, coraz liczniejsi i w coraz szybszym tempie. Ale tego nikt z nas nawet nie przeczuwał.
II. 1939—1944.
W ciągu pierwszych tygodni po kapitulacji Warszawy w roku 1939 zdawało się wszystkim Polakom, że świat wali się w gruzy, że jako dzień dzisiejszy pozostało tylko życie niewolne, a przyszłością i jutrem będzie wyłącznie bezdenna noc. Szybciej jednak, niż można się było spodziewać i przewidywać, apatia zaczęła opuszczać nawet najsłabszych, nadzieja odżywała na nowo w sercach, a chęć do czynu stawała się powszechną.
Wąziutki i jakże mało ważny był nasz odcinek łowiecki w obliczu wielkich przemian światowych, bezwzględnej wojny i hitlerowskiej okupacji. A jednak praca Naczelnej Rady Łowieckiej, działającej w konspiracji, nie poszła na marne. To, żeśmy się tak prędko po wojnie zgromadzili i dobrze zorganizowali, to, że przechowane zostały przez czas zawieruchy niezniszczalne wartości prawidłowego i ideowego łowiectwa — jest zasługą tych, którzy nigdy nie zwątpili w celowość i konieczność pracy dla jednego z bogactw narodowych, którym jest niewątpliwie łowiectwo.
Z początkiem października myśliwi zaczęli ciągnąć na Nowy Świat, by stosownie do warunków kapitulacji składać broń myśliwską do niemieckiego „depozytu”. Większa część broni została oddana już w początkach września, na skutek zarządzenia władz Rzeczypospolitej, teraz oddawano resztę.
Myśl o deponowaniu broni w Polskim Związku Łowieckim powstała z tego powodu, iż w czasie I-ej wojny światowej i Beselerowskich rządów w Królestwie, Warszawski Oddział Cesarskiego Towarzystwa Prawidłowego Myślistwa przechował większą część broni swoim członkom i zwrócił ją w roku 1918. Myśliwi sądzili, że jak za czasów pierwszej okupacji niemieckiej w latach 1915 —1918, będzie można nawet odzyskać broń przed końcem wojny i otrzymać od władz okupacyjnych, jak wtedy „Jagdscheiny”.
Niestety, nikt nie zdawał sobie sprawy, że okupacja hitlerowskiej „brunatnej zarazy” nie tylko nie uznaje jakichkolwiek przepisów Konwencji Haskiej, czy choćby ludzkich, ale wprowadza nowe, nieznane w historii, własne formy rządzenia w postaci łapanek, blokad, ulicznych egzekucji i obozów wyniszczenia. Myśliwi łudzili się krótko.
Delegacja, członków Rady Naczelnej, w osobach Komendanta Głównego Straży Obywatelskiej, Janusza Regulskiego i W. W. Garczyńskiego, starała się załatwić stronę prawną zdeponowanej w Polskim Związku Łowieckim broni myśliwskiej, oraz sprawę istnienia samego Związku. Ówczesny nadburmistrz Warszawy, Dangel, delegację przyjął w pałacu Blanka i obłudnie obiecywał, iż broń członków Polskiego Związku Łowieckiego pozostanie w stanie nienaruszonym na Nowym Świecie nadal. Opiekę nad zgromadzoną bronią miała sprawować Straż Obywatelska. Część kolegów zapewnieniom tym uwierzyła.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że były nadburmistrz Dangel, znajduje się obecnie w rękach wymiaru sprawiedliwości Rzeczypospolitej, jako jeden ze zbrodniarzy wojennych. Rzeczywistość w bardzo szybkim czasie otworzyła oczy kolegom.
Na Nowy Świat zaczęli się naprzód zgłaszać pojedynczy oficerowie niemieccy i pomimo oporu Straży Obywatelskiej, jak pisze w swych wspomnieniach z tego okresu Kol. Świderski „ . dla polowania na kuropatwy pożyczali po parę sztuk broni, nigdy jej nie zwracając ”.
Po kilku następnych dniach cała broń myśliwska została zgromadzona w lokalu Warszawskiej Spółki Myśliwskiej na ul. Królewskiej, załadowana na samochody i wywieziona. Kol. Stanisław Czerski, współpracownik ówczesny Warszawskiej Spółki Myśliwskiej, który asystował przy tej operacji, opowiada, iż najpiękniejszą i najkosztowniejszą broń żołnierze niemieccy brali całymi naręczami, jak tyczki ogrodowe z szaf, i pęczkami rzucali z góry na samochody.
Równocześnie ogólne zarządzenie dla G. G. zamknęło wszystkie polskie związki i stowarzyszenia, konfiskując zarazem ich mienie, archiwa, biblioteki itp. W ostatniej chwili kilku członków Polskiego Związku Łowieckiego, narażając się na najgorsze, zaczęło wynosić z naszego lokalu na Nowym Świecie cenne pamiątki. Byli to Kol. Kol.: J. Gieysztor, J. Skrzypek, inż. H. Knothe, J. Bokiewicz, i M. Mniszek Tchorznicki. Rogi żubra, uratowane przez tego ostatniego, zdobią dzisiaj naszą główną salę w odbudowanej siedzibie Polskiego Związku Łowieckiego w Warszawie.
Z początkiem grudnia lokal Polskiego Związku został wydzierżawiony przedsiębiorstwom restauracyjnym, a następnie stał się czysto niemieckim lokalem p. n. „Diana”, w którym wódka i przekąska stanowiły nie największą atrakcję dla bywających tam urlopowanych żołnierzy czy funkcjonariuszy niemieckiej administracji cywilnej.
Smutny los spotkał siedzibę Polskiego Związku Łowieckiego.
Myśliwi jednak, jako grupa specjalnie żywotna, choć Nowy Świat — „Nur fut Deutsche” — został dla nich zamknięty, postanowili nie tracić ze sobą kontaktu i krzepić się w chwilach złych, wspomnieniami z łowów i przeżyciami spędzonych wspólnie chwil. To też pierwsze zebrania członków Rady Naczelnej Łowieckiej były zebraniami czysto towarzyskiemi. Pierwsze miało miejsce w wigilię 24.XII.1939 roku. Od tego czasu zebrania odbywały się co pewien czas u poszczególnych kolegów w ich mieszkaniach prywatnych.
Powoli jednak zebrania towarzyskie zaczęły się przeradzać w systematyczne posiedzenia Rady Naczelnej Polskiego Związku Łowieckiego i kiedy ruszyła jako tako komunikacja pocztowa i kolejowa został przesłany do łowczych powiatowych Polskiego Związku Łowieckiego wg adresów podanych w ostatnim kalendarzu myśliwskim z roku 1939, naturalnie tylko w ograniczonym zasięgu G. G., niewinnie zredagowany list w formie prywatnej korespondencji z zapytaniem, o stan zwierzyny, członków Polskiego Związku Łowieckiego i inne związane z łowiectwem sprawy. Tu na chwilę oddam znów głos Kol. Swiderskiemu, który we wspomnieniach swych pisze: „Rezultat tego poczynania, jak na owe stosunki był zdumiewająco dodatni. Uderzał ogólny entuzjazm odpisujących, wywołany wiadomością, że oto Polski Związek Łowiecki dał znak życia. Wszystkie prawie odpowiedzi były wyrazem radości z tego powodu. Brzmiały te wieści bardzo różnie, jedynie, gdy chodziło o stan kuropatw, jednako posępnie. Dwie, jedna po drugiej zimy 1939/40 i 1940/41 były wyjątkowo srogie i kuropatwy w całym kraju wyginęły prawie zupełnie. Podany stan zajęcy i dzików był różny, miejscami nawet dobry. Tak pozytywny oddźwięk spowodował, że Rada Naczelna zaczęła od początku 1942 roku zbierać się regularnie co środę po 1 i 15 każdego miesiąca.
Zebrania te odbywały się w mieszkaniach prywatnych członków Rady. Pamiętam jedno z nich, które odbywało się u Kol. H. Knothego. W czasie debat zostaliśmy poderwani nagle z krzeseł głosem znanej dobrze w Warszawie syreny alarmowej, używanej przez niemieckie auta policyjne. Krótkie spojrzenie na okno na ul. Piusa zorientowało nas, „oblatanych” w łapankach, że ulica jest już ze wszystkich stron zamknięta kordonem zielonej żandarmerii. Z rezygnacją oczekiwaliśmy co będzie dalej. Tymczasem rozległy się salwy i krzyki. To odbywała się pierwsza z ulicznych egzekucji na ul. Piusa, tuż obok dawnej ambasady Rzeszy Niemieckiej.
Pierwsze kwiaty na splamionym krwią chodniku i murze złożyliśmy we dwóch, wychodząc z tego zebrania. W dziesięć minut później innych, którzy gremialnie już przychodzili z wiązankami, zabierano prosto z ulicy na Pawiak. Kol. H. Knothe ciężko odchorował to, co musiał widzieć wtedy przez okno swego mieszkania.
W roku 1943 rozpoczęto stałą już pracę, dokooptowując do Rady Kol. Kol.: Z. Kowalskiego, A. Tallen-Wilczewskiego, W. Ocetkiewicza i J. Zaborowskiego i przydzielając poszczególne działy powołanym specjalnie w tym celu komisjom, którymi były: Komisja strat wojennych, poniesionych przez łowiectwo, Komisja prawnicza dla opracowania nowej ustawy łowieckiej, ewentualnie nowelizacji starej, oraz Komisja piśmiennictwa łowieckiego.
1.Komisja Strat wojennych pod przewodnictwem Kol. A. TalJen Wilczewskiego rozpoczęła żmudne zbieranie danych, z których zestawiła straty w łowiectwie, spowodowane przez niemieckiego okupanta w Polsce, jak niżej:
I. Zabrana broń i amunicja:
a) broń myśliwska zł. 50.000.000
b) amunicja „ 2.000.000
II. Straty poniesione przez właścicieli sklepów z bronią i amunicją i przyborami myśliwskimi
„ 100.000.000
III. Straty wytwórni amunicji i prochu zł 20.000.000
IV. Straty w psach myśliwskich ; „ 2.500.000
V. Straty w bibliotekach myśliwskich „ 5.000.000
VI. Straty w trofeach myśliwskich „ 5.000.000
VII. Straty w tenutach dzierżawnych za tereny łowieckie. 37.000.000
VIII. Straty w ubitej zwierzynie przez okupanta „ 90.000.000
IX. Straty w zwierzostanie „ 20.000.000
razem 332.330.000 złotych w złocie z 1939 roku.
2. Komisja prawnicza pod przewodnictwem Kol. J. Zaborowskiego opracowała projekt nowej ustawy łowieckiej, oraz przepisy przejściowe w sprawach łowieckich, które miały być ogłoszone przez odnośne władze z chwilą odzyskania niepodległości. Komisja zaprojektowała też nowy statut Polskiego Związku Łowieckiego. Zarówno projekt statutu Polskiego Związku Łowieckiego, jak i ustawy łowieckiej, przystosowane do idących nowych demokratycznych czasów były dziełem przede wszystkim W. W. Garczyńskiego, następnie rozwiniętym i podanym w ostatecznej formie przez Kol. Kol.: F. Soboczyńskiego, J. Zaborowskiego i W. Ocetkiewicza. Wytyczne przedyskutowane wtedy stały się kanwą, na której zbudowano w 5 lat później uchwalony ostatecznie przez Walne Zgromadzenie Polskiego Związku Łowieckiego w dniu 26.X.1947 r. projekt nowego prawa łowieckiego.
3. Komisja piśmiennictwa łowieckiego ułatwiała autorom pracę, gromadziła rękopisy oraz przygotowywała podręczniki do egzaminów, które mogły być wprowadzone w przyszłości w myśl nowego statutu Polskiego Związku Łowieckiego jako obowiązujące. Kol. J. Gieysztor opracował „Podstawy łowiectwa”, Kol. Z. Kowalski „Bezpieczeństwo na polowaniu i obchodzenie się z bronią”, Kol. J. Dunajewski „Ornitologię łowiecką”.’
Poza tym zebrano szereg prac do późniejszego wydania, jak M. M. Tchorznickiego „Oologia ptaków łownych” i „Zielon głowy”, Z. Kowalskiego „Dziennik myśliwski”, W. W. Garczyńskiego „Nowoczesne łowiectwo”, T. Śliwińskiego „Jeleń”, K. Świderskiego „Hodowla bażantów” (tłumaczenie ze Schwerina) i szereg innych. Rada Naczelna rozpoczęła też zbieranie danych-co stanowiło obszerny tom o bestialstwach Niemców w stosunku do członków Polskiego Związku Łowieckiego i kultury łowieckiej, jak również o szeregu haniebnych wyczynów niemieckich myśliwych (!), którzy potrafili na przykład strzelać śrutem w kotle do zabłąkanych tam przypadkowo Żydów.
Część prac beletrystycznych i naukowych została wydana przez Polski Związek Łowiecki po zakończeniu wojny, bądź opublikowana w „Łowcu Polskim”, część zaginęła w zawierusze powstania, część czeka jeszcze na wydanie. W takim stanie organizacyjnym zaskoczyło Radę Naczelną powstanie warszawskie.
III. 1944—1945.
1.VIII. 1944 — 30.IV.1945.
Skupieni wokół, pracującej w konspiracji, Rady Naczelnej Koledzy przetrwali jakoś szczęśliwie poprzez mrok 6- letniej okupacji, poprzez łapanki i aresztowania. Przetrwali i mogli się zbierać aż do końca lipca 1944 roku. Dopiero straszliwa burza powstania warszawskiego rozproszyła członków tej ostatniej komórki łowieckiej prawie po całym świecie. Nieliczni, którzy nie zostali wywiezieni, zbierali się powoli, po kilku w Częstochowie, Krakowie i Milanówku. Niestało też wielu.
Polegli w czasie działań wojennych, zostali zamęczeni w obojach koncentracyjnych bądź rozstrzelani następujący członkowie Rady Naczelnej Polskiego Związku Łowieckiego: Juliusz Bielski, Konstanty Chłapowski, Józef Krauze, Tomasz Komierowski, Kazimierz Kamieński; J. Pierożyński, Leopold Skulski, Olgierd Stetkiewicz, Wacław Szperling. Zmarli: W. W. Garczyński, Bohdan Gędziorowski. Z Komitetu Redakcyjnego „Łowca Polskiego”: Adam Rzewuski, Witold Kiltynowicz, Antoni Ossendowski. Z Komisji Rewizyjnej zginął w Mathausen Andrzej Gdowski i zmarł Ignacy Grymiński.
W międzyczasie, w okresie kiedy Warszawa stanowiła bezludną i księżycowo martwą pustynię, dopalaną przez Niemców, grupa osiadłych w Lublinie myśliwych, dawnych członków Polskiego Związku Łowieckiego, zaczęła przemyśliwać, na tym pierwszym skrawku uwolnionej od niemieckiego okupanta ziemi, o wskrzeszeniu naszej organizacji łowieckiej.
Dnia 5 listopada 1944 roku odbyło się, z inicjatywy Kol, Janusza Stelińskiego, zebranie, bawiących w Lublinie członków Polskiego Związku Łowieckiego, na którym powołano Komisję Organizacyjną w składzie: J. Steliński, W. Kokoszyński, Z. Chmielewski, B. Duda, J. Osiński, L. Radliński i Z. Rychlicki
Pierwszą pracą Komisji Organizacyjnej było uzyskanie od Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych zatwierdzenia, bez zmian zresztą, dotychczasowego statutu Polskiego Związku Łowieckiego, który następnie w dniu 25 stycznia 1945 roku, zarejestrowano ponownie u Władz Wojewódzkich w Lublinie.
Po zatwierdzeniu statutu ukonstytuował się tymczasowy Zarząd Polskiego Związku Łowieckiego w składzie następującym:
Prezes f Janusz Steliński,
I Vice prezes A. Salnicki,
II Vice prezes Fr. Kryński,
Sekretarz L. Radliński,
oraz członkowie W. Morawski i I. Korczyński.
Tymczasowy Zarząd wystąpił do Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych z projektem noweli do ustawy łowieckiej. Głównymi uzupełnieniami ustawy, który ten projekt poruszał, były przymusowość zrzeszenia wszystkich myśliwych w Polskim Związku Łowieckim oraz zwiększenie powierzchni (ha) rejestrowanych obwodów łowieckich. Zarząd nawiązał również kontakt z terenem i powołał do życia pierwsze tymczasowe Rady Wojewódzkie w Radomiu (dla województwa Kieleckiego) i w Poznaniu.
1.V.1945 -31.XII.1945.
W pierwszych miesiącach 1945 roku w sercach szeregu myśliwych warszawskich, między którymi kołatało się jeszcze kilku Kolegów z Rady Naczelnej, zaczęła znów kiełkować myśl reaktywowania Polskiego Związku Łowieckiego w Stolicy. O powstaniu Tymczasowego Zarządu Polskiego Związku Łowieckiego w Lublinie nikt w owym czasie / kolegów, przebywających w Warszawie nie wiedział.
W tym miejscu należy podnieść i podkreślić niespożyte siły i młodzieńczą energię Kol. Józefa Skrzypka, który był inicjatorem pierwszego zebrania myśliwych w Warszawie, który na te zebrania, a później na lokal Związkowy ofiarował bezinteresownie swoje mieszkanie, który wtedy, kiedy nikt z nas jeszcze nie myślał nawet o podjęciu pracy w Polskim Związku Łowieckim, już pisał memoriały do BOS-u o przyznanie wypalonego budynku dla odbudowania go na Dom Łowiecki.
W dniu 19 maja 1945 r., a więc w dziesięć dni po zakończeniu wojny, na ul. Miedzianej 4a, zebrało się 7 Kolegów, a mianowicie: B. Bartkiewicz, K. Czampe, K. Jakimowicz, Z, Kobielski, Z. Kowalski i J. Skrzypek. Zebranie odbyło się pod przewodnictwem Kol. J. Skrzypka i postanowiło nawiązać kontakt z Zarządem Tymczasowym Polskiego Związku Łowieckiego, o którego zawiązaniu nadeszły mgliste wiadomości. W tym celu do Lublina delegowano Kol. Z. Kowalskiego. Po otrzymaniu sprawozdania z wyjazdu projektowaliśmy przystąpić wraz z kolegami z Lublina do wspólnej pracy nad odbudową Związku.
O reaktywowaniu prac Polskiego Związku Łowieckiego postanowiono dać ogłoszenie do „Życia Warszawy”, najpoczytniejszego wtedy pisma stolicy. Skierowano też prośbę do „Polskiego Radia” o wzmiankę w audycjach, podając adresy Związku w Lublinie i w Warszawie.
Apel, szczególnie nadany przez radio, dał wybitnie dobre rezultaty, to też następne zebranie zwołane w dniu 29.V.1945 r. odbyło się w obecności 26 Kolegów członków Polskiego Związku Łowieckiego i winno być uważane za dzień rozpoczęcia prac Polskiego Związku Łowieckiego po wojnie w Warszawie.
Obecni na tym zebraniu byli: Z Naczelnej Rady Łowieckiej: Z. Kowalski, J. Regulski, K. Świderski, J. Skrzypek, A. Tallen Wilczewski, J. Zaborowski. oraz Kol. Kol.: B. Bartkiewicz, K. Czampe, A. Grajnert, I. Grymiński, S. Hahn, K. Jakimowicz, J. Kieffer, A. Kellus, gen. W.- Nowodworski, J. Pętkowski, S. Szybalski, T. Szol, S. Szydłowski, K. Tołłoczko, S. Wójcicki, Z. Zabłocki, Z. Zabiełło, B. Zinserling, W. Ziegienhirte, F. Żugajewicz.
Na następnym zebraniu Kol. Świderski zapoznał obecnych z działalnością Naczelnej Rady w czasie okupacji, a Kol. Z. Kowalski zdał sprawozdanie z nawiązanego kontaktu z Zarządem Tymczasowym w Lublinie.
Po dyskusji postanowiono wystąpić do lubelskiego Zarządu z wnioskiem o przeniesienie siedziby tymczasowych władz Związku do Warszawy i dokompletowania lubelskiego składu Zarządu członkami Rady Naczelnej, to jest Kol.: J. Regulskim, J. Zaborowskim, Z. Kowalskim, J. Skrzypkiem, K. Świderskim oraz gen. W. Nowodworskim.
Wysokość składki członkowskiej Polskiego Związku, Łowieckiego na rok 1945 – zł. 120 dla członków zwyczajnych i 30 zł. dla leśników,- ustalonej przez Zarząd w Lublinie zebrani przyjęli do wiadomości, postanowili też wystąpić z prośbą do Marszałka Polski Michała Żymierskiego, ażeby organa wojskowe przyczyniły się do ochrony zwierzostanów w Polsce.
W ostatnim punkcie porządku obrad wybrano Warszawską Wojewódzką Radę Łowiecką pod przewodnictwem Kol. Zbigniewa Zabłockiego. Dla wykonania uchwał powziętych na zebraniu wyjechali do Lublina Kol. Kol.: J. Regulski, K. Świderski i Z. Kowalski.
Jak dziś pamiętam tą wielogodzinną podróż towarowym wagonem do Dęblina, gdzie zatrzymały nas przerwane tory kolejowe, potem długi marsz pieszy szosą Dęblin – Ryki, a następnie wariacka jazda do Lublina ciężarowym Studebeckerem na beczkach benzyny i z pijanym zupełnie szoferem przy kierownicy.
Wspólna konferencja z członkami Tymczasowego Zarządu odbyła się w lokalu Dyrekcji Lasów Państwowych w dniu 24 czerwca 1945 r. w obecności Kol.: J. Stelińskiego, A. Salnickie- go, L. Radlińskiego, Fr. Kryńskiego i delegatów z Warszawy. Konferencja, kierując się dobrem łowiectwa, zatwierdziła w całej rozciągłości postulaty zebrania warszawskiego z dnia 29. V. 1945 r.
W myśl osiągniętego porozumienia Zarząd Tymczasowy, pozostając w dalszym ciągu pod prezesurą J. Stelińskiego, został przeniesiony do Stolicy. Kol. Regulski objął funkcję urzędującego wiceprezesa w Warszawie, a Kol. J. Gieysztor, jako ostatni przewodniczący przedwojenny Komitetu Wykonawczego Polskiego Związku Łowieckiego, kierownictwo biura i prac bieżących Związku.
Tak zreorganizowany Zarząd Tymczasowy umiejscowił się w odstąpionym przez Kol. J. Skrzypka jednym pokoju przy ul. Miedzianej 4a i przystąpił do codziennej pracy.
Pierwszymi sukcesami jeszcze w lecie 1945 r. w wyniku złożonej Ministrowi Tkaczowowi wizyty, stało się uzyskanie od Ministerstwa Leśnictwa subwencji w kwocie 50.000 zł., oraz wydanie przez Marszałka Polski Michała Żymierskiego rozkazu nr. 148 z dn. 12 lipca, Ministra Bezpieczeństwa Publicznego Ministra Radkiewicza nr. 47 z dn. 18 sierpnia, jak również generała Witolda, Komendanta Głównego Milicji Obywatelskiej nr. 131 z dnia 30 sierpnia, regulujących zgodne z prawem wykonywanie polowania przez Wojsko Polskie, funkcjonariuszy Urzędów Bezpieczeństwa i Milicję Obywatelską.
W tym samym czasie delegowani do Łodzi Kol. J. Regulski i Z. Kowalski, zawiązali kontakt z Wydziałem Łowieckim Ministerstwa Leśnictwa. Kontakt ten przerodził się następnie w okresowe stałe konferencje.
W nieobsadzonych jeszcze województwach zostali mianowani Łowczowie Wojewódzcy; tak, że na dzień Patrona Myśliwych, można było zwołać pierwsze po wojnie Walne Zgromadzenie Polskiego Związku Łowieckiego dla zalegalizowania powstałych samorzutnie władz, oraz ponownego zetknięcia się bądź poznania ze sobą kolegów.
Rad Wojewódzkich było w tym czasie czynnych 14-cie, a to: Białostocka, Dolnośląska, Gdańska, Kielecka (z siedzibą w Radomiu), Krakowska, Lubelska, Łódzka, Mazurska, Pomorska, Poznańska, Rzeszowska, Śląsko-Dąbrowska, Warszawska i Zachodnio-Pomorska.
Dla nawiązania kontaktu z terenem zaczęto wydawać „Biuletyn Informacyjny Łowca Polskiego” pod redakcją J. Gieysztora. Biuletyn odbijano na powielaczu.
3 listopada 1945 r. odbyło się w lokalu Związku Przemysłowców Budowlanych, pierwsze po wojnie Walne Zgromadzenie Polskiego Związku Łowieckiego. Delegaci terenowi ze wszystkich stron Polski, przeważnie długoletni działacze na niwie ideowego łowiectwa, stawili się licznie, raz jeszcze dokumentując, że więź łowiecka i Związkowa, łącząca całą brać myśliwską, jest nierozerwalna.
Na Walnym Zgromadzeniu wybrano władze Polskiego Związku Łowieckiego, w składzie następującym :
Prezes J. Steliński,
Vice prezesi J. Gieysztor,
Gen. W. Nowodworski,
J. Regulski,
J. Skrzypek,
F. Soboczyński.
Rada Naczelna: E. Bertold, S. Czerski, S, Jenke, H. Knothe, Z. Kowalski, Z. Korolkiewicz Nowicki, W. Ocetkiewicz, Gen. B. Olbrycht, J. Ostrowski, J. Pętkowski, A. Tallen-Wilczewski, M. Mniszek Tchorznicki, Z. Zabłocki, J. Zaborowski.
Kapituła Odznaczeń Łowieckich: przewodniczący inż. Herman Khothe, zastępca przewodniczącego J. Skrzypek i sekretarz A. Tallen Wilczewski.
Godność członków honorowych Polskiego Związku Łowieckiego otrzymali na tym zebraniu Kol. Kol. H. Knothe i W. Korsak.
Na zakończenie obrad Walnego Zgromadzenia wysłano depesze do Prezydenta Bolesława Bieruta i Ministra Leśnictwa Stanisława Tkaczowa.
Po zamknięciu obrad Kapituła Odznaczeń Łowieckich nadała: pierwsze po wojnie odznaczenia łowieckie, a mianowicie: Kol. Kol.: Z. Kowalski i E. Frankiewicz otrzymali złote medale zasługi łowieckiej.
Rada Naczelna na krótkim posiedzeniu odbytym bezpośrednio po Walnym Zgromadzeniu wybrała Komitet Wykonawczy w składzie :
Przewodniczący Z. Kowalski,
Vice przewodniczący A. Tallen Wilczewski,
Sekretarze: J. Nowicki, W. Ocetkiewicz,
Ref. Łow. Z. Korolkiewicz,
Skarbnik : M. Mniszek Tchorznicki,
Członkowie: S. Czerski, Z. Zabłocki.
Prezesem Sądu Łowieckiego został mianowany Kol. K. Świderski.
4.XI.1945 — 31.XII.1946.
Po Walnym Zgromadzeniu praca potoczyła się zwykłym trybem. Sekretarzem biura Związku został Kol. M. Mniszek Tchorznicki, przyjęto też pierwszą siłę biurową — maszynistkę. Po szeregu konferencji, odbytych w Ministerstwie Leśnictwa w Łodzi, złożony projekt nowelizacji prawa łowieckiego przez delegatów Komitetu Wykonawczego na ręce Dyr. Dep. V w Ministerstwie Leśnictwa K. Pasternaka.
Złożono też memoriał do biura rewindykacji w sprawie zwrotu broni myśliwskiej, zabranej przez Niemców polskim łowcom. Memoriał ten dał efekt po upływie półtora roku i dziś w Spółdzielni „Jedność Łowiecka” myśliwi— członkowie Polskiego Związku Łowieckiego mają możność zaopatrzenia się w nowe dubeltówki, otrzymane w drodze reparacji z Niemiec. Powstała też pod przewodnictwem gen. W. Nowodworskiego pierwsza komisja przy Komitecie Wykonawczym, a mianowicie kynologiczna.
W terenie coraz bardziej rozbudowywał się aparat Polskiego Związku łowieckiego.
Specjalna delegacja zaprosiła na członka Polskiego Związku Łowieckiego Marszałka Polski, Michała Żymierskiego który członkostwo raczył przyjąć.
Na zakończenie sprawozdania z roku 1945 pozwolę sobie zacytować następujące wspomnienie , Późną jesienią, większa grupa myśliwych z pośród władz naczelnych Polskiego Związku Łowieckiego mogła się pochwalić posiadaniem pozwoleń na broń myśliwską. To też Łowczy powiatowy powiatu Błonie, Kol. Zajączkowski, zaprosił nas na polowanie na pędzone kaczki na Stawach rybnych pod Grodziskiem. W jak wesołym i pełnym wzruszenia nastroju jechaliśmy na te pierwsze po wojnie łowy, nie potrzebuję chyba powtarzać. Kiedy przed rozpoczęciem pierwszego miotu rozstawiliśmy się na grobli, nasz z duszy i serca działacz łowiecki, a wiceprezes Polskiego Związku Józef Skrzypek, głęboko przejęty tą pierwszą wycieczką myśliwską, ukląkł, schylił się i ucałował ziemię. Czyż ten odruch, w swojej prostocie niezapomniany nie mówi więcej, niż cale zapisane strony o duszy prawdziwego polskiego myśliwego.
Rok 1946.
Rok 1946 zaczęliśmy w nader trudnych warunkach mieszkaniowych i komunikacyjnych. W pokoiku na Miedzianej robiło się coraz ciaśniej, coraz więcej przybywała interesantów i pracujących w Polskim Związku Łowieckim kolegów. Przyjazd na zebranie czy urzędowanie do lokalu Związkowego, nie tylko z Milanówka, Podkowy Leśnej czy Konstancina, gdzie większość tych właśnie kolegów zamieszkiwała, ale z Pragi, stanowił cały, trudny do rozwiązania, problem. Większą część drogi trzeba było bowiem przebywać na piechotę, lub na rowerze. Elektrycznego światła nie było jeszcze, pracowaliśmy przy świeczkach.
Niemniej praca zaczynała się poruszać naprzód raźno. W marcu ukazał się pierwszy (935) numer, wskrzeszonego na nowo, organu oficjalnego Polskiego Związku Łowieckiego „Łowca Polskiego”, pod redakcją, podobnie jak i „Biuletyn”, Prof. J. Gieysztora.
Uzyskano następnie zatwierdzenie przez Ministra Bezpieczeństwa Publicznego wzoru zaświadczeń, które, w zamian niewydawanych jeszcze kart łowieckich, miały być honorowane przez Wojewódzkie Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego, jako surogat tych właśnie kart łowieckich. Opracowano też szereg regulaminów dla Łowczych i Podłowczych, instrukcję egzaminacyjną polowań oraz wzorowy statut kółek łowieckich. Rada Naczelna na posiedzeniu w dniu 24.III. 1946 uchwaliła również projekt terminarza czasów ochronnych na rok 1946/47 (1.V.- 30 IV).
W marcu i kwietniu 1946 r., stosownie do statutu, zaczęły się odbywać w całej Polsce, a nawet na Ziemiach Odzyskanych, pierwsze zebrania powiatowe i wojewódzkie Polskiego Związku Łowieckiego, tak, że zwołane na czerwiec 1946 r. Walne Zgromadzenie Polskiego Związku Łowieckiego, miało się już stać pełnoprawnym zgromadzeniem. Delegaci wojewódzcy byli bowiem zgodnie ze statutem wybrani przez delegatów powiatowych na poszczególnych Walnych Zgromadzeniach Wojewódzkich.
Walne Zgromadzenie Polskiego Związku Łowieckiego odbyło się dnia 26.VI. 1946 w Hubertówce pod Otwockiem, w siedzibie najstarszego w okręgu Warszawskim Kółka Łowieckiego im. Św. Huberta, przy udziale delegatów z 11 województw i członków Rady Naczelnej. Obecni też byli: przedstawiciel Marszałka Polski, płk. St. Łętowski, oraz przedstawiciele Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, jak również Ministerstwa Leśnictwa. Walne Zgromadzenie uchwaliło podwyższyć składkę na rok 1946 do wysokości 400 zł. od członka zwyczajnego oraz 200 zł. od członka ulgowego (Leśników, studentów).
Prezesem został wybrany Gen. Dr. Bolesław Szarecki, jeden z najstarszych wiekiem i najpoważniejszych doświadczeniem polskich myśliwych, światowej sławy chirurg, bohater z pod Monte Cassino. Do Rady Naczelnej weszli poza tym: prezes E. Bertołd, K. Cybulski, K. Humiński, M. Nowak, W. Mrugasiewicz i Gen. dyw. S. Mossor.
Dla zaopatrzenia członków Polskiego Związku Łowieckiego w broń i amunicję, Zgromadzenie zaakceptowało założenie przy Związku Spółdzielni „Jedność Łowiecka”, z oddziałami na razie w Warszawie i Poznaniu. Została też uchwalona niezmiernie doniosła zasada, że „Łowiec Polski” jest premią dla członków Polskiego Związku Łowieckiego, a prenumerata pisma jest już opłacana w składce. Kapituła Odznaczeń nadała pierwsze po wojnie najwyższe odznaczenie łowieckie „Złom” Kolegom, którzy od wielu lat pracowali na polu ideowego łowiectwa. „Złom” otrzymali Kol. Kol.: S. Cenkier, J. Gieysztor, A. Lardemer, W. Nowodworski, J. Regulski, E. Schechtel, M. Mniszek Tchorznicki, Przewodniczący Państwowej Rady Ochrony Przyrody, prof. W. Szafer oraz A. Tallen Wilczewski. Ponadto przyznano szereg medali: złotych, srebrnych i brązowych.
Po zebraniu w Domku Myśliwskim w Hubertówce, posiadającym 60-letnie tradycje łowieckie, odbyła się wspólna biesiada w przemiłym i prawdziwie koleżeńskim nastroju.
Wobec podniesienia składki członkowskiej i uzyskania potrzebnych funduszów na prowadzenie biura, działalność Związku zaczęła posuwać się szybko naprzód. Uzyskano rozkaz Komendanta Głównego M.O. o obowiązku współdziałania Milicji Obywatelskiej w zwalczaniu kłusownictwa. Spowodowano wydanie przez Ministerstwo Administracji Publicznej okólnika o obniżeniu podatku od psów myśliwskich oraz uzyskano zarządzenie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego o zezwoleniu na rejestrację kółek myśliwskich.
Komitet Wykonawczy wydał też jako odbitki z „Łowca Polskiego” 4-ry prace. Broszury te rozchwytane zostały w ciągu miesiąca. Zaprojektowano również na wniosek Ministerstwa Leśnictwa wzór cennika odstrzału zwierzyny w Lasach Państwowych.
31 sierpnia odbyła się w Bydgoszczy pierwsza po wojnie wystawa psów myśliwskich obesłana bardzo licznie. Polski Związek Łowiecki reprezentowali na pokazie Kol. Kol.: Gen. W. Nowodworski i Z. Kowalski.
Z dniem 25.IX. 1946 siedziba Polskiego Związku Łowieckiego zostaje przeniesiona do trzy pokojowego mieszkania na ul. Żulińskiego nr. 6. Warunki pracy stały się teraz znośniejsze, choć jeden pokój odstąpiliśmy Spółdzielni „Jedność Łowiecka”, która musiała zaczynać w tej sublokatorskiej klitce swój coraz bardziej rozwijający się interes. Na posiedzeniu Rady Naczelnej dnia 21.X. 1946 roku w Łodzi uchwalono projekt czasów ochronnych na rok 1947/48. Ostatnią pracą Komitetu Wykonawczego w r.1946 było wydanie, z subsydium otrzymanego z Ministerstwa Oświaty w wysokości 50.000 zł., broszury propagandowej Kol. Mniszek Tchórznickiego p. t. „Dlaczego mamy chronić zwierzynę łowną”. Broszurę wydano w 10.000 egzemplarzy, wysyłając ją przede wszystkim bezpłatnie przez kuratoria dla użytku szkół powszechnych w terenie. Powołano też następujące Komisje:
Komisja Główna Organizacji Stowarzyszeń Łowieckich,
Komisja Główna Strzelectwa Myśliwskiego,
Komisja Główna Wydawnicza,
Komisja Propagandowa,
Komisja Muzealna,
Komisja Prawnicza i Komisja Główna Zebrań Towarzyskich.
W listopadzie 1946 roku delegacja Polskiego Związku Łowieckiego w składzie: gen. W. Nowodworski, Z. Kowalski i Z. Zabłocki, została przyjęta na dłuższej audiencji przez Prezydenta Bolesław Bieruta, który po wysłuchaniu sprawozdania z działalności Polskiego Związku Łowieckiego, obiecał daleko idącą pomoc dla polskiego łowiectwa.
Ostatecznie zorganizowane Rady Wojewódzkie pracowały już z końcem roku normalnie pod przewodnictwem Kol. Kol.:
Białostocka: inż. Karol Erdman,
Dolno-Śląska : inż. Tadeusz Szol,
Gdańska: Henryk Górski,
Kielecka: inż. Stanisław Ihnatowicz,
Krakowska: dr. Adam Lardemer,
Lubelska: inż. Stanisław Jenke,
Łódzka: inż. Gabriel Głowacki,
Mazurska: inż. Feliks Soboczyński,
Pomorska: Wojciech Wojewoda,
Poznańska: prof. dr. Edward Schechtel,
Rzeszowska: inż. Stanisław Pyjor,
Śląsko-Dąbrowska: inż. Antoni Rowiński,
Warszawska: Włodzimierz Kierwiński,
Zach. Pomorska: Maciej Gabała.
Wojewódzka Rada Łowiecka z siedzibą w Jeleniej Górze.
P r e z e s – Tadeusz Igelstreom Szol
W i c e p r e z e si – Henryk Kasperowicz, Edward Czerny
C z ł o n k o w i e – Goszkowski, Mieczysław Hann, Andrzej Lewartowski, Stanisław Mycielski, Jan Morawski, Augustyn Urban, Zielińsk
Rok 1947.
Z początkiem roku 1947 Komitet Wykonawczy przystąpił do pierwszych prac nad odbudową siedziby Polskiego Związku Łowieckiego. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, pełnomocnik właścicieli dom przy ulicy Nowy Świat 35, w której to posesji przez blisko 50 lat mieścił się lokal związkowy, Kol. Justyn Strumiłło otrzymał w tym samym czasie pozwolenie na odbudowę spalonego budynku. , Kol. Strumiłło w wyniku dłuższych pertraktacji odstąpił Związkowi prawo do odbudowy drugiego piętra domu we frontowej jego części. Z faktem powrotu na dawne śmiecie, choć nie do pałacyku w podwórzu, ale zawsze na ulicę „Nowy Świat 35”, łączyło nas tyle sentymentu, najlepszych wspomnień i świetnej tradycji, że Komitet Wykonawczy przystąpił do prać związanych z odbudową z prawdziwym oddaniem i zaparciem się siebie.
Został też niezwłocznie wybrany Komitet Odbudowy w składzie: Prezes J. Skrzypek oraz Kol. Kol. Z. Zabłocki, Z. Korolkiewicz i A. Tallen Wilczewski. Plany odbudowy sporządził Kol. Arch. B. Zinserling. Długie pamiętam były debaty czy lokal ma być spartańsko prosty, czy też ma zachować styl domku myśliwskiego z boazeriami, belkami i kominkiem. Szczęśliwie, jak widać to na fotografii, zwyciężyła druga zasada.
Ministerstwo Leśnictwa, do którego Komitet Wykonawczy wystąpił z prośbą o pomoc w odbudowie przyznało dla Związku drzewo budulcowe, klepkę i stolarkę po cenie wyjątkowo niskiej, a K.K.O. m. Warszawy udzieliło pożyczki krótkoterminowej w wysokości 3.000.000 zł. Zabezpieczenie hipoteczne pożyczki zaofiarował Polskiemu Związkowi Łowieckiemu Kot. A. Tallen Wilczewski na swej willi w Chylicach.
Dnia 27.IV.47 odbyły się pierwsze próby połowę psów myśliwskich w Kościelcu pod Inowrocławiem.
Dnia 10.V.1947 r. w Krakowie odbyło się posiedzenie Kapituły Odznaczeń Łowieckich, a 11 V – Naczelnej Rady Łowieckiej. Kapituła odznaczyła „Złomem” Kol. Kol.: Z. Kowalskiego i W. Puchalskiego, przyznając również szereg medali.
Rada Naczelna zaakceptowała wyjazd delegatów na Zjazd Międzynarodowej Rady Łowieckiej (C. I. C.) do Paryża w osobach Kol. J. Regulskiego i A. Tallen Wilczewskiego oraz uchwaliła obniżyć składkę członkowską dla funkcjonariuszy Urzędów Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej do kwoty 200 zł., jak dla członków leśników.
Okres maj- czerwiec 1947 r. był okresem specjalnie wytężonej pracy Komitetu Wykonawczego nad wstępnymi pracami przy odbudowie lokalu. Projekt Kol. B. Zinserlinga uzyskał wreszcie, po dwa miesiące trwających głowieniach się BOS-u nad kształtem okna, zatwierdzenie tego wszechwładnego urzędu.
Dzień 30 maja stał się dla Polskiego Związku Łowieckiego dniem wielkiej wagi i nagrody za dotychczasową pracę. Tego bowiem dnia delegacja Polskiego Związku Łowieckiego w składzie: Prezesa Gen. Szareckiego i Przewodniczącego Komitetu Wykonawczego Z. Kowalskiego oraz Kol. Kol. dr. Z. Korolkiewicza i inż. K. Humińskiego złożyła na ręce Marszałka Polski Michała Żymierskiego prośbę o przyjęcie przez Niego Wysokiego Protektoratu nad Polskim Związkiem Łowieckim. Marszałek Polski przychylił się do prośby delegacji i protektorat przyjął, a następnie wysłuchał krótkiego sprawozdania z działalności Związku i „Łowca Polskiego”, obiecując wydatną pomoc we wszelkich poczynaniach Polskiego Związku Łowieckiego, związanych z łowiectwem i sprawami organizacyjnymi. Marszałek Polski okazał specjalne zainteresowanie „Łowcem Polskim”. Audiencja trwała prawie półtorej godziny.
W pierwszych dniach czerwca zostają wydane przez Polski Związek Łowiecki dwa pierwsze większe wydawnictwa książkowe: a mianowicie: Z. Kowalskiego „Dziennik Łowiecki” i M. Mniszek Tchorznickiego „Oologia ptaków łownych”.
Rada Naczelna i Walne Zgromadzenie w roku 1947 zostało zwołane do Opola dla zadokumentowania — wobec zbierającej się tego samego dnia w Paryżu sesji Conseil International de la Chasse (Międzynarodowej Rady Łowieckiej) — nierozerwalnej więzi łączącej Polskę z jej prastarymi ziemiami na Zachodzie.
Rada Naczelna odbyła się w dniach 27 i 28 czerwca w Opolu i przeprowadziła długie debaty, przede wszystkim nad ustaleniem ostatecznego tekstu projektowanej nowej ustawy łowieckiej, a następnie nad uaktualnieniem statutu Polskiego Związku Łowieckiego.
Walne Zgromadzenie, odbyte 29 czerwca przy udziale licznych delegatów i myśliwych z całej
Polski, oraz reprezentantów władz, zatwierdziło (po długiej dyskusji na temat zniesienia kategorii członków nadzwyczajnych) zmianę statutu Polskiego Związku Łowieckiego, sprawę zaś projektu ustawy łowieckiej odłożyło do następnego, mającego być specjalnie w tym celu zwołanego Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia po uprzednim rozesłaniu odpisu projektu wszystkim delegatom.
Na członków honorowych Polskiego Związku Łowieckiego Zgromadzenie przez aklamację wybrało Kol. Kol. T Józefa Gieysztora, nestora polskiego łowiectwa i aktualnego redaktora „Łowca Polskiego” oraz prof. Witolda Ziembickiego, świetnego pisarza, łowieckiego i ostatniego redaktora „Łowca” organu Małopolskiego Towarzystwa Łowieckiego.
Wobec ustąpienia z Rady Naczelnej Kol. Kpi.: Wiceprezesów F. Soboczyńskiego, gen. Nowodworskiego i prof. J. Gieysztora oraz członków: S. Czerskiego, H. Knothego, wybrano na wiceprezesów Kol. Kol.: Gen. dyw. Stefana Mossora; Dyrektora L. P. inż. Gabriela Głowackiego i Dyrektora L. P. inż. Mieczysława Niezabitowskiego, a na członków Rady płk. Apolinarego Mireckiego, płk. Stanisława Łętowskiego i płk. Janusza Karwowskiego.
Wysłaniem depesz do Marszałka Polski Michała Żymierskiego, Protektora Polskiego Związku Łowieckiego, a następnie do Zjazdu C. I. C. w Paryżu oraz odśpiewaniem „Roty” zakończono zebranie w Opolu.
Rozwój i stan osobowy Polskiego Związku Łowieckiego w terenie przedstawia się, w/g sprawozdania Przewodniczącego Komitetu Wykonawczego Z. Kowalskiego, z roku 1947 oraz w/g ostatnich danych z czerwca 1948 r., jak następuje:
W zewnętrznych stosunkach Polskiego Związku Łowieckiego należy podkreślić coraz bardziej zacieśniającą się współpracę między Związkiem a Państwową Radą Ochrony Przyrody.
W sierpniu wobec nader powolnego tempa robót przy odbudowie siedziby Polskiego Związku Łowieckiego, Komitet Wykonawczy wyznaczył specjalnego Komisarza Odbudowy, opatrzonego całkowitymi pełnomocnictwami, w osobie Przewodniczącego Kol. Z. Kowalskiego. Prace potoczyły się szybkim tempem i dnia 23.X.47 wszelkie prace związane z odbudową zostały zakończone, a zakupione w Spółdzielni „Las”, „Sztuce urządzenia wnętrz” i F-mie Geldner i W. Nitkowski urządzenie wewnętrzne siedziby zawieziono na miejsce.
To też dnia 25.X.47 r. mogło się już odbyć w obecności Ministra Obrony Narodowej, Marszałka Polski Michała Żymierskiego i Ministra Leśnictwa, Bolesława Podedwornego, uroczyste otwarcie nowo odbudowanej siedziby Polskiego Związku Łowieckiego.
Dni a 26.X.47 Walne Zgromadzenie uchwaliło -I projekt nowej ustawy łowieckiej. Uchwalono też podnieść wysokość składki do 1000 zł. dla członków zwyczajnych i 600 zł. dla ulgowych. Ważny w tej uchwale jest punkt, mówiący, iż 50% składek ma iść dla Rad Powiatowych. W składce mieści się też opłata (400 zł.) za dwanaście numerów „Łowca Polskiego”, który od stycznia . 1948r. zmienił się na miesięcznik o nakładzie 25 tys. egzemplarzy.
W Olsztynie została, otwarta 3 listopada 1947 r. pierwsza po wojnie wystawa łowiecka, pięknie zorganizowana przez Kol. H. Knothego.
Na tych mocnych akordach kończy się rok 1947. Pracę rozpoczętą w nowym lokalu, reorganizację biura, zebrania towarzyskie i inne rozwinęły się szerzej w roku 1948.
Rok 1948.
Rok 1948 stawia Polski Związek Łowiecki przed zupełnie specjalnymi zadaniami, zakrojonemi na bardzo szeroką skalę. Projekt nowej ustawy łowieckiej, ostatecznie wygładzony przez Komisję Prawniczą, został złożony w Ministerstwie Leśnictwa. Według wszelkich danych ustawa wejdzie w życie jeszcze w bieżącym roku, stawiając Polski Związek Łowiecki w rzędzie samorządów gospodarczych i czynnika ustawowo odpowiedzialnego za całość gospodarki łowieckiej w Państwie.
Jednocześnie zatwierdzenie uzupełnionego statutu Polskiego Związku Łowieckiego przez władze w dniu 5.XII.47 r. narzuca Związkowi obowiązek przygotowania i ujęcia w mocne karby organizacyjne wszystkich myśliwych w Polsce. Zniesienie kategorii członków nadzwyczajnych i wprowadzenie jednocześnie egzaminów – to początek na większą skalę zamierzonej akcji szkoleniowej i propagandowej, za wprowadzenie której w życie i stworzenie pełnowartościowych prawych myśliwych, spada poważna odpowiedzialność na barki władz Polskiego Związku Łowieckiego. Niemniej poważną sprawą jest budżet naszego Związku. Już w tej chwili zamykać się on będzie w ramach 20,000.000 złotych, a nie jest wcale wykluczone, że na koniec roku, przy przewidywanych słusznie liczbie 30.000 członków, skoczy do 25.000.000 zł,
Polski Związek Łowiecki wyszedł więc już w chwili obecnej z wieku młodzieńczego, dojrzał do spełnienia nie tylko wziętych przez siebie, ale także nałożonych przez Państwo, obowiązków. Horyzonty dla naszej organizacji roztwierają się coraz rozleglejsze, możliwości stają się prawie nieograniczone, lecz jednocześnie odpowiedzialność, jaka spada na nas, jest bardzo wielka. Czy potrafimy się z tych zadań wywiązać, czy sprostamy obowiązkom? Odpowiedź na te pytania daje historia ćwierćwiecza pracy Polskiego Związku Łowieckiego, Zachowanie przez nasz Związek niezachwianej przez 25 lat ideowej linii postępowania, niezatracenie jej w czasie burzy dziejowej, a przede wszystkim iskra prawdziwego zapału, drzemiąca w piersiach naszych działaczy łowieckich, mówią,
że TAK!
——————————————
Źródło ” Łowiec Polski ” 1948 r.
Chrońmy dzika przed zagładą
Wielu po przeczytaniu powyższego tytułu pokręci z powątpiewaniem głową, upatrując sprzeczność w samym założeniu. Jak to! Jeszcze parę miesięcy temu, w pełni ubiegłego sezonu myśliwskiego tyle się mówiło i pisało o pladze dzików. Na szpaltach prasy codziennej pojawiały się wielokrotnie notatki i artykuły na ten temat, omawiające często w formie wprost sensacyjnej to zagadnienie. Wynikało z nich, że lasy nasze, zwłaszcza Pomorza i Prus, roją się od olbrzymich stad „czarnego zwierza, który w ostatnich latach rozmnożył się nadmiernie, wychodzi na pola, niszcząc doszczętnie plony rolników i zagrażając, w okolicach dotkniętych tą plagą, klęską głodową.
Ze strony administracji leśnej okolic, o których mowa słyszało się nieoficjalnie potwierdzenie tych wersji. W Dyrekcji takiej to i takiej należałoby odstrzelić 2000 dzików; w innej — 5000 szt. i itd. Zapaleni myśliwi przez szereg miesięcy zimowych marzyli jak o największym szczęściu, by móc zapolować w tym raju, gdzie szanse zdobycia upragnionych trofeów były tak wielkie. Pamiętano przecież, że w czasach przedwojennych na najbardziej reprezentacyjnych polowaniach (w Białowieży i u Radziwiłła) przy stosowaniu uprzedniego zagęszczania (spędzania) zwierzyny padało na kilkudniowych łowach „zaledwie” po sto kilkadziesiąt dzików i to w najlepszych wypadkach. To, co było wówczas dostępne jedynie możnym tego świata, wydawało się łatwo osiągalne obecnie dla zwykłego śmiertelnika, boć przecież przy tych ilościach dzików rezultaty polowań musiałyby być na pewno nie gorsze.
Polowań odbyło się dużo i to na terenach skąd sygnalizowano największe ilości tej zwierzyny, wyniki jednak zawiodły przewidywania. Dość wspomnieć, że największa bodaj tego rodzaju Impreza z udziałem kilkunastu myśliwych, podzielonych na 3 grupy, polujące jednocześnie w kilku wybranych nadleśnictwach dała w rezultacie kilkudniowych łowów zaledwie dziesięć dzików. Nie rozporządzam ścisłymi danymi statystycznymi, nie sądzę jednak bym popełnił grubszą omyłkę, szacując dokonany w sezonie 1946/47 ogólny odstrzał dzików (łącznie z zabitymi przez kłusowników) na całym Pomorzu i w Prusach na ilość nieprzekraczającą 200 sztuk. A przecież w grę wchodzą olbrzymie przestrzenie leśne!
Jakie stąd należy wyciągnąć wnioski? Przede wszystkim ten, że wbrew temu, co głosi fama, a nawet, co podają oficjalne raporty i sprawozdania administracji leśnej, stan dzików jest dużo niższy. Że rzeczywista ich ilość nie jest bynajmniej nadmierna i w imię interesów naszego łowiectwa powinna być przynajmniej utrzymana. Odnosi się to przy tym do wszystkich dzielnic naszego Państwa, choć należy przyznać, że są okolice, zwłaszcza w województwach centralnych, gdzie dziki pojawiły się w lasach, w których przed wojną od dawna ich już nie było. Dziki jednak szkody w polach robią – wszyscy o tym wiemy. Jest rzeczą również nieulegającą wątpliwości, że w nadchodzącym sezonie letnim i jesiennym usłyszymy wzmożony alarm z tego powodu. Wyniknie z całą pewnością w spotęgowanej formie zagadnienie odszkodowań i zapadną decyzje, mające na celu ograniczenie ilościowe dziczego pogłowia. Zagadnienie to będzie się pojawiało rok rocznie i zniknie dopiero z ostatnim dzikiem w naszych kniejach. Kółka myśliwskie, dzierżawiące od Państwa ostoje dzicze, są i będą zbyt słabe finansowo, by móc w myśl prawa łowieckiego, płacić takie odszkodowania, jakie pociągałoby za sobą utrzymywanie mniej niż średniego nawet stanu tej zwierzyny. Nie pomoże cały zapał i największa namiętność do tych szlachetnych łowów, skoro stan kieszeni na to nie pozwoli. Dziś już znam wypadki, gdzie na walnych zebraniach bardzo poważnych kółek przeprowadzane bywają uchwały nie dzierżawienia łowisk z dzikami z powodu przewidywanych odszkodowań. Inne kółka zapatrują się na razie jeszcze optymistycznie na te sprawy, obawiam się jednak, że przeceniają swoje możliwości i nie dalekim jest moment, kiedy znajdą się przed alternatywą: odstąpienia od dzierżawy, albo też wystrzelania dzików. Dla dzików pozostaną, więc jedynie nieoddane w dzierżawę lasy państwowe, wątpię jednak, by i tam (za wyjątkiem terenów reprezentacyjnych) z tych samych względów mogły być stworzone warunki hodowli tej zwierzyny w takiej skali chociażby, jaka byłaby wskazana dla dobra zachowania charakteru naszej przyrody.
Często bywa przytaczane zdanie, zupełnie zresztą słuszne, że zwierzyna stanowi bogactwo narodowe i wartość jej zwiększa poważnie dochód społeczny. Zgoda! Łowiectwo, jako całość ożywia bez wątpienia wielkie dziedziny życia gospodarczego, powodując rozwój całych specjalnych gałęzi przemysłu, dostarczając dużej ilości produktów spożywczych, futer szlachetnych i przemysłowych itd. Sama jednak hodowla, a zwłaszcza wykonywanie polowania, rzadko, kiedy bywa dochodowe. Obawiam się, więc, że hodowanie przez Państwo w swych lasach dzików byłoby połączone z poważnym deficytem i wkrótce zaniechane.
Ponieważ przyszłe losy zwierzyny płowej nasuwają również wielu myśliwym już dziś poważne obawy, może, więc w niedługim już czasie zaistnieć stan, że z „grubej“ zwierzyny pozostanie nam jedynie zając, a nowe zastępy naszych nemrodów przeżywać będą niezapomniane wzruszenia na tokach skowronków. Do tego dojdzie nieuchronnie, jeżeli zorganizowani myśliwi w imię swoich interesów, w imię ochrony przyrody, dla zapewnienia naszym następcom rozkoszy łowieckich nie znajdą środków zaradczych natychmiast. Łatwiej jest, bowiem ratować uszkodzoną budowlę niż wznosić gmach od fundamentów. Państwo nasze jest ubogie i ma przed sobą zadani. nierównie większej wagi, bo decydujące o przyszłym dobrobycie całego Narodu. Nie należy, więc oczekiwać, by najbardziej nawet palące sprawy łowiectwa, wymagające poważnych finansowych wkładów, weszły szybko w stadium realizacji. Na szczęście wiemy, jaką potęgę stanowi zbiorowy wysiłek świadomych swej woli jednostek. Na szczęście, jesteśmy również świadkami, jak szlachetna i zdrowa namiętność — łowiectwo staje się naprawdę demokratyczna, zdobywając sobie gorliwych i zapalonych zwolenników we wszystkich warstwach społecznych.
Jak więc ratować i utrzymać nasze zwierzostany ,,czarnego zwierza“ ?
Najradykalniejszym, najskuteczniejszym i jednocześnie najbardziej znanym sposobem jest grodzenie lasów, Chroni ono całkowicie przyległe tereny rolnicze od szkód wyrządzanych przez zwierzynę, stwarza idealne warunki dla hodowli i nie posiada wad za wyjątkiem jednej:, że jest bardzo kosztowne i wymaga wielkich ilości materiału drzewnego. Lasy zaś nasze są katastrofalnie wyniszczone przez okupanta, a zapotrzebowanie na budulec niewspółmiernie wzrosło. Sposób ten dostępny jest w chwili obecnej jedynie dla Państwa i to jednak w bardzo ograniczonym zakresie, uzależnionym od lokalnych warunków. Nie wpłynie on niewątpliwie w najbliższym czasie na usunięcie grożącego niebezpieczeństwa. Chcę, więc rzucić myśl nową, która moim zdaniem możliwa jest do urzeczywistnienia, jako zbiorowy wysiłek wszystkich tych, którym drogie jest nasze łowiectwo, nasza przyroda, i którzy w tym celu winni, wszyscy bez wyjątku, zrzeszyć się w Polskim Związku Łowieckim. Powtarzam więc: Dziki w polach szkody robią!
Trzeba zatem albo je wyniszczyć, albo — szkody wynagrodzić. A więc! Ubezpieczenie od szkód. Tak jak ubezpieczenie od, ognia, gradu itp. Jest jednak jedno „ale“. Każde ubezpieczenie oparte jest na powszechności ubezpieczonych i przypadkowości wynikających strat. Każdy jest mniej więcej jednakowo narażony, nie wielu jednak bywa naprawdę dotkniętych katastrofą. Stąd nie duże nawet składki ubezpieczonych umożliwiają pełne pokrycie strat poszkodowanym. W wypadku, o którym mowa, sprawa przedstawia się inaczej. Szkody powstają tylko tam, gdzie dziki naprawdę są. Tam jednak wyjdą one na pola z całą pewnością. Oczywiście, że nie wszystkie uprawy sąsiadujące z ostoją dzików zostaną spustoszone, nawet w wypadku gdy rosną na nich jednakowe płody rolne. I tutaj więc przypadkowość będzie odgrywała pewną rolę, znacznie jednak mniejszą. Pewnym jest natomiast, że tam gdzie niebezpieczeństwo szkód dziczych nie istnieje, nikt się od nich ubezpieczać nie będzie. W rezultacie składki ubezpieczeniowe musiałyby być bardzo wysokie a tym samym ubezpieczenie utraciłoby atrakcyjność dla zainteresowanych. Z tej beznadziejnej na pozór sytuacji widzę jednak następujące wyjście:
Podstawę ubezpieczonych stanowiliby oczywiście chwilowi posiadacze ostoi dziczych, członkowie P.Z.Ł. (dzierżawcy państwowych łowisk). Pozbawieni jakiej kolwiek pomocy musieliby oni opłacać w całości Ustalone tą czy inną drogą odszkodowania. W ich więc interesie przede wszystkim leżałoby utworzenie tego rodzaju Ubezpieczalni. Ze względów, które później wyłożę, nie byłoby sprawiedliwe zwolnienie ich całkowite z powyższych ciężarów. Opłacaliby więc oni składkę , wysoką, wynoszącą w przybliżeniu powiedzmy 50 procent ustalonych dla ich łowiska odszkodowań.
Drugą kategorią ubezpieczonych byliby rolnicy, posiadacze tzw. „obszarów zagrożonych**, czyli gruntów otaczających dane łowisko, rzeczywiście narażonych na szkody dzicze. Obszary te musiałyby być z góry ustalone przez fachowe czynniki; odszkodowania obowiązywałyby wyłącznie w obrębię owego, obszaru; składki ubezpieczeniowe byłyby niskie. W wypadku ustalenia zasady dobrowolnego ubezpieczenia, odszkodowania byłyby wypłacane wyłącznie ubezpieczonym. Trudno jest, nie posiadając żadnego materiału statystycznego, wyjść poza ramy z grubsza tylko naszkicowane tego rodzaju projektu, tym bardziej zaś zagłębić się w jakiekolwiek, najbardziej nawet prowizoryczne, obliczenia. Wydaje mi się jednak z całą pewnością, że zebrane z tych dwóch źródeł fundusze nie wystarczyłyby na pokrycie odszkodowań i nieuniknionych kosztów dodatkowych, jak: taksacje, wydatki kancelaryjne itp. Brakujące sumy powinien dostarczyć Polski Związek Łowiecki, jako subsydium, ściągając je w tej czy innej postaci od ogółu zrzeszonych myśliwych. Jestem pewien, że nie poskąpią oni na ten cel swojego grosza, choćby to były przymusowe składki, czy dodatkowe opłaty za karty łowieckie, lub tp. Ze względu na konieczność tego rodzaju zapomogi dzierżawcy terenów dziczych musieliby przyjąć na swe barki dużą część ciężarów odszkodowań, o czym wspominałem wyżej. Jak przedstawiałyby się te same sprawy w niewydzierżawionych łowiskach państwowych? Trudno jest na to odpowiedzieć. Wydawałoby się, że winna przeważyć tendencja wypuszczenia w dzierżawę jaknaj rozleglejszych terenów leśnych z najbogatszym zwierzostanem członkom PZŁ, idąc jaknaj bardziej na rękę przy ustalaniu tenuty dzierżawnej, pomocy administracji leśnej itp. Pozostałe obszary i tereny dla administracji prowadziłyby własną gospodarkę łowiecką. Nie stałoby oczywiście nic na przeszkodzie, by i te łowiska zostały ubezpieczone na analogicznych warunkach, z uwzględnieniem podobnych subwencji rządowych, jakie wpłacałby PZŁ. S. Hahn
Źródło- Łowiec Polski Nr 3(946) Maj-Czerwiec 1947
———————————————
Polowanie na dziki
(Wskazania i rady praktyczne przed sezonem)
Sprawa szkód wyrządzanych przez dziki stała się w ostatnim roku uprawą palącą. Należy w tym miejscu stwierdzić, że dzików posiadamy w Polsce ponad 25,000 sztuk. Szkody zatem w uprawach rolnych są poważne co prawda w niektórych wypadkach może wyolbrzymione, w innych jednak uzasadniona,
Dzików Jest zatem zbyt dużo. Połowę dzików należy włączyć do zakładów polowań. Dokonać tego trzeba w okresie grudzień — luty bieżącego sezonu.
Rozróżniamy następujące rodzaje zbiorowych polowań na dziki.
I. Polowanie z naganką po czarnej stopie.
II. Polowanie po białej stopie.
III. Polowanie z psami.
I. POLOWANIE Z NAGANKĄ PO CZARNEJ STOPIE
Prowadzenie polowania na dziki bez śniegu należy do rzeczy trudnych. Łowczy bowiem posiadać musi wielką intuicje łowiecką w określeniu, gdzie dziki mogą zalegać, a miejscowa administracja Lasów Państwowych czy straż łowiecka musi ściśle śledzić, w których oddziałach dziki obierają sobie ostoje po nocnej wędrówce za karmą.
Jako pewną pomoc w określaniu legowisk dziczych jesienią i wczesną bezśnieżną zimą mogą być następujące wskazówki. Przede wszystkim więc dziki zalegają w tym okresie czasu blisko pól, które jeszcze niewymarznięte do głębi dają im możność rycia po dawnych kartofliskach i łąkach.
W czasie pięknych, słonecznych, jesiennych dni znajdziemy większość dzików w partiach liściastych, brzeźniakach podszytych wrzosem, olszynach podszytych pokrzywą, a w latach — kiedy żołędzie obrodziły — w dębinach.
W czasie dni ciepłych, mglistych i wilgotnych, jak również w czasie silnego wiatru dziki zalegać będą bardziej w zwartych młodniakach sosnowych i świerkowych.
Jako zasadę polowania po czarnej stopie należy przyjąć rozpoczynanie polowania od miotów najpewniejszych, ale leżących na pobrzeżu terenów, i brać następne mioty koliście, by dziki były zaganiane do środka terenu matecznika, który wzięty jako miot ostatni może dać dobre rezultaty.
Same mioty należy brać większe — po 2 lub 4 oddziały 400 x 600 m, stawiając myśliwych w odległościach 80 — 100 kroków jeden od drugiego. Wypędzenie dzików na linię myśliwych bez psów d pomocy nie jest też rzeczą łatwą, toteż wskazanym jest stosować jeden z podanych niżej sposobów. Szczególnie dziki, na które polowano już wiele razy, stają się po częstszym pędzeniu mądre i otrzaskane z polowaniem.
Można więc zaopatrzyć nagankę w gwizdki lub łopaty, w które będą obławnicy uderzali kawałkami żelaza. Można posypać całą nagankę Jodoformem, bądź ją wyperfumować, można wreszcie dać każdemu naganiaczowi (w dzień pochmurny) zapaloną lampkę elektryczną do ręki. Ostatni ten sposób daje wręcz kapitalne rezultaty.
Kołatek na polowaniach na dziki, tam gdzie poluje się na zające — używać nie należy, gdyż nie dają ona dobrych rezultatów, ponieważ dziki są przyzwyczajone do klekotania. W łowiskach, gdzie z kołatkami nie polowano, użycie ich po raz pierwszy da dobre rezultaty. Używanie przez naganiaczy straszaków i oddawanie po parę strzałów w środku miotu daje również wyniki bardzo dobre i wypchną najoporniejsze dziki na linię myśliwych.
Podanych wyżej sposobów nie należy zbyt często powtarzać, gdyż jako bardzo radykalne potrafią wypłoszyć dziki z ostoi na długo. Naturalnie myśliwi, zachodząc na stanowiska, muszą zachowywać się cicho i nie prowadzić głośnych rozmów.
Naganki na polowanie po czarnej stopie należy brać więcej, mniej więcej dwa razy tyle co myśliwych. Rozstawianie myśliwych na daleko wysuniętych skrzydłach daje dobre rezultaty.
Na polowaniu na dziki po czarnej stopie jest wysoce wskazane brać ze sobą psa tropowca, wyżła szorstkowłosego, jamnika, bądź innego który będzie wielce pomocnym przy odnajdywaniu postrzałków.
II. POLOWANIE PO BIAŁEJ STOPIE
Prawidłowe przygotowanie takiego polowania wymaca od Łowczego czy prowadzącego polowanie, dużej znajomości kniei, zwyczajów czarnego zwierza i wieloletniego przygotowania łowieckiego.
Jeśli dziki były podkarmiane padliną i kartoflami, to miejsca ich ostoi będą znane dobrze straży łowieckiej. Niemniej już na parę dni przed polowaniem łowczy musi polecić straży tropienie dzików, a w ciągu ostatniego dnia przed polewaniem zacieranie (miotełkowanie) ich tropów.
Przy tak wydanych dyspozycjach tropienie dzików w dniu polowania nie będzie przedstawiał dla znających ten przedmiot strażników – większej trudności.
Polowania nie należy zaczynać zbyt wcześnie, czekając spokojnie na meldunki tropiciela. Lepiej bowiem jest zawsze wziąć kilka miotów z pewnymi dzikami niż kilkanaście, gdzie spotkanie z czarnym zwierzem jest mocno problematyczne, a niepokoi całą knieję.
Otropione mioty dzicze będą niewielkie, toteż należy obstawiać przesmyki, nie zważając na sarkania niedoświadczonych łowiecko Kolegów, którym stanowisko wypadnie na tylnym bądź bocznym przesmyku. W razie otrzymania meldunków o otropieniu dzików należy zaczynać od miotów najbliższych, jeżeli jednak w kilku, leżących niedaleko siebie, miotach są otropione dziki, należy zaczynać od miotów, gdzie zaległa locha z warchlakami, gdyż prowadząc tedo jest ona bardziej ostrożna I przemyślna od odyńca czy wycinka. Wyjątek stanowi wyjątkowo czujny i nieuchwytny wiekowy odyniec, którego byle ruch w lesie może podnieść z legowiska.
Zasadę, że w miocie, gdzie są otropione dziki, do nich tylko wolno jest oddać pierwszy strzał, uważam za niesłuszną i twierdzę, że lisy, które wyjdą zawsze wcześniej ma linię, należy strzelać. Przy odpowiednim i prawdziwym obstawieniu miotu nic a nic nie psuje to spotkania z czarnym zwierzem.
Ilość naganki na takie polowanie nie musi być duża, wystarczy tylu naganiaczy, ilu myśliwych bierze udział w polowaniu. Niemniej naganka musi chodzić dobrze i równo, nie omijać gąszczów, a przeciwnie przeciskać się przez nie. Poza tym naganka musi się posuwać w zupełnym milczeniu, z rzadka zupełnie postukując kijami po pudach. Używanie sygnałówek winno być na takim polowaniu zmniejszone do minimum, ograniczając się do podania momentu ruszenia obławy (jeden długi sygnał); przerwania się dzików przez linię obławy (dwa długie sygnały) i wreszcie oznajmienia o podejściu naganki do głównej linii myśliwych na taką odległość, kiedy myśliwym nie wolno już strzelać w miot przed siebie (trzy krótkie sygnały). Ostatni ten sygnał winien być podany w zagajach w odległości 100 metrów od lini myśliwych, w gonnym lesie na 200 m a nawet na 250 metrów przed linią. Jeżeli dziki cofnęły się należy nagankę za wrócić i pędzić miot teraz ad głównej linii myśliwych do tyłu. Manewr ten, jeżeli dziki nie chcą opuścić gąszczów należy powtarzać kilka razy (nawet siedem, osiem) nie zrażając się znów sarkaniami neofitów łowieckich.
III. POLOWANIE Z PSAMI
Polowania na dziki z psami mogą być organizowane jako polowanie grupowe w 3 — 5 strzelb albo też gremialnie w 12 — 16 strzelby.
W wypadku wyjazdu grupowego polowanie polegać będzie na obstawieniu miotu, w którym puszczane są psy, na przesmykach, przy czym, wszystkim myśliwym wolno jest zabiegać na głos gonu wzdłuż linii oddziałowych.
W wypadku, jeżeli psy osaczyły dzika i jeżeli go trzymają w miejscu, bądź pędzają w kółko, na przykład po kępie świerczyny leżącej w środku drągowiny, to wolno jest wbiegać do środka miotu jednemu tylko myśliwemu właścicielowi psów, lub jeżeli są psy kółkowe – to w każdym miocie innemu myśliwemu.
Czysto zdarzają się na takich polowaniach wypadki strzelania przez myśliwych do psa dzikarza. Toteż przed polowaniem należy wszystkim myśliwym psy zaprezentować. Niestety , nie zawsze sposób ten wystarcza, bowiem gorąca wyobraźnia młodego i niezbyt opanowanego myśliwego każe strzelać oglądanego niedawno psa żółtego, jako lisa a czarnego — jako dzika. Toteż polecam łowczemu następujący sposób zapewnienia bezpieczeństwa psom: wszystkim dzikarzom należy przywiązać do obroży dużą czerwoną kokardę.
W wypadku polowania grupowego używamy poza sforą czy psem niewielkiej naganki.
Miot, w którym dziki są otropione, należy obstawić ze wszystkich stron na dziczych przesmykach.
Zaznaczyć w tym miejscu muszę, że przesmyk doświadczone oko myśliwego poznaje z łatwością. Przesmykiem może być pas podszytu ciągnący się lasem, dolinka porośnięta trzcinami lub podchodzący ku linii gąszczar. Przesmyki, o ile w lesie nie nastąpiły większe zmiany topograficzne z powodu wielohektarowych cięć, pożarów, bądź przeprowadzenia nowych linii kolejowej czy szosy, pozostają przez lata bez najmniejszych zmian te same. Toteż prowadzący polowanie, o ile sam nie zna dostatecznie dobrze kniei, powinien o przesmyki zwierze zapytać straż łowiecką, bądź leśną, ewentualnie sam zorientować się po tropach i przechodach zwierza, gdzie leżą jego główne przejścia.
W miocie myśliwi powinni pozostawać na stanowiskach aż do końca gonu, który określi specjalny sygnał, gdyż na polowaniu z psami dzik potrafi się pokazać na linii zupełnie nieoczekiwanie, zarówno w czasie, jak i w kierunku.
Jako zasadę sygnałów powtarzam: jeden długi sygnał — ruszenie naganki i psów. Dwa długie — naganka wraca po raz drugi, gdyż dziki cofnęły się do tyłu. Trzy krótkie sygnały — naganka jest blisko linii — strzelać przed siebie nie wolno. Trzy długie sygnały — koniec miotu, po którym wolno jest zejść ze stanowiska i udać się na miejsce zbiórki. Miejsce to powinno być przez łowczego przed rozprowadzeniem linii myśliwych ustalone w miejscu łatwym do odszukania dla wszystkich myśliwych, choćby biorących po raz pierwszy udział w polowaniu na danym terenie.
Rozstawienie kolejności numerów winno być ustalone następująco: numer pierwszy – stanowiska położone najbliżej miejsca puszczenia psów do miotu po prawej jego stronie, drugi i następne — w prawo od pierwszego wokół miotu, tak że ostatnie wypadłoby po lewej stronie miejsca, gdzie puszczone będą psy do miotu.
W tego rodzaju polowaniach poza dzikiem dozwolone być może strzelanie tylko do lisów, ewentualnie do innych drapieżników.
Na zakończenie pozwolę sobie jeszcze dorzucić parę słów na temat zachowania się myśliwych w czasie polowania na dziki.
Już więc w czasie zajeżdżania do kniei i w czasie zachodzenia na stanowiska należy zachować spokój, nie prowadzić głośnych rozmów. Zaznaczam przy tym, że zajeżdżanie wózkami czy samochodami na stanowiska jest bardziej wskazane niż głośne szuranie nogami po zeschłych liściach czy chrzęszczącym śniegu. Naturalnie zatrzymywanie wózka czy sanek powinno odbywać się bez głośnych okrzyków i hałasów.
Próbowanie do celu sztucerem przed gonem, co zdarza się czasem, nie powinno też mieć miejsca. Po zajęciu stanowiska należy dobrze udeptać śnieg pod nogami lub nieco odgarnąć stopą liście, by nie powodować szelestu jut w czasie gonu. Można też złamać jedną czy drugą gałązkę, przeszkadzającą w strzale. Rąbanie jednak lasu przed sobą dla zrobienia wizurek (przecinka) jest niedopuszczalne. Palenie na stanowisku jest bezwzględnie zabronione, jak równie! wszelkie gwałtowne ruchy bądź ostrzega nie głosem sąsiada o zbliżającej się zwierzynie. Zasadniczo strzelać wolno na stanowisku tylko do tej zwierzyny, do której łowczy strzelać na odprawie przed polowaniem zezwolił. Niemniej jeżeli trzask gałązek czy krzyki naganki zawiadomią myśliwych, że dziki są w miocie, należy się wstrzymać ze strzałami do zajęcy.
Również mając do dzika niepewny i daleki strzał w gąszczu lepiej jest wstrzymać się ze strzałem w ogóle, by nie psuć spotkania innym Kolegom.
Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę dwa czynniki, mogące spłoszyć dziki idące na stanowisko, strzał czy niespokojne zachowanie się na stanowisku, to trzeba stwierdzić, że huk strzału mniej płoszy dzika niż wiercenie się, przykucanie i podobne gwałtowne ruchy.
Na stanowisku należy pozostać do końca, nawet jeszcze przez chwilkę po wyjściu naganki na linię. Często bowiem dziki do ostatniej chwili stoją w gąszczu przed linią by ją w ostatnim momencie przesadzić jednym susem. Naturalnie, myśliwi zajmujący flankowe stanowiska i na za tropie winni stać na nich aż do trąbki oznajmiającej koniec miotu.
Z. Kowalski